Schody zamówione!
Jeden z najtrudniejszych wyborów za nami. Najpierw warto zadać pytanie, dlaczego najtrudniejszy. Tutaj sięgamy do zamierzchłych czasów, w których byliśmy jeszcze szczęśliwymi ludźmi snujacymi przed architektem wizję naszego idealnego domu. Z tej wizji na papier przelało się to na 70 metrowy salon z kuchnią ze schodami na środku salonu. Schody jako mebel, rzeźba, główny element wnętrza.
Wizje były różne. Pierwsza, taka z głową w chmurach, stalowo - drewniana, z samonośnymi balustradami ze szkła. Nawet nie zdążyliśmy jej wycenić, żeby się zorientować, że na pewno nas na nią nie stać. Przez ostatni rok wbiliśmy sobie do świadomości, że będą nadal stalowo - drewniane, ale z metalową balustradą w jakimś prostym deseniu. Mieliśmy już nawet parę wycen i oscylowały w granicach 18-22 tyś.
Koniec końców, jednak (na szczęście) stało się inaczej. Odwiedził nas stolarz, bardziej myśleliśmy wtedy nawet nad wyceną kuchni niż schodów. Jednak od słowa do słowa, okazało się, że DA SIĘ pogodzić nasze naiwne marzenia o szklanych balustradach ze skromnym budżetem. Otóż, zamiast drogich systemów mocowania szkła można je po prostu wstawić w drewniane ramki. Przy wybranej konstrukcji schodów (policzkowej) to zaczęło mieć sens. Zatem schody będą całe drewniane, dębowe, policzki lakierowane na biały mat w celu nawiązania do reszty domu. Tym sposobem zdobyliśmy marzenia w cenie 14 tysięcy.
Tutaj uproszczony rysunek owych marzeń:
A tutaj próbka koloru:
Komentarze